Hurghada i Sharm-el-Sheikh = smażalnie

Hurghada i Sharm-el-Sheikh = smażalnie

Czyli windsurfing lub smażalnia. To był mój pierwszy wyjazd poza Europę, delta Nilu, widziana z lotu ptaka, ukrop po wylądowaniu, galabile, rozkrzyczani miejscowi. Coś nowego. A potem wsadzili nas w autokar i zawieźli do hotelu. Otaczali mnie Polacy, klimatyzacja zrzuciła Celsjusze do aury warszawskiej majówki… Znowu byłem w Europie. I po co ja wyjeżdżałem?

Urlopy

Ktoś mi musi kiedyś objaśnić ideę all-inclusive. Siedzisz w domu, siedzisz w biurze, w domu, w biurze, a potem kiedy przychodzi pora urlopu wsiadasz w samolot, tylko po to żeby cały czas siedzieć w hotelu. Huh?

No dobrze, przyznam, że kiedy piastowałem czasowo zaszczytne stanowisko prezesa firmy i przez miesiąc non-stop podejmowałem decyzje, negocjowałem umowy, gryzłem się z call-centre, walczyłem z księgową, robiąc porządki w zaniedbanych finansach… Tak, wtedy marzyło mi się teleportowanie się w jakieś ciepłe miejsce, gdzie wszystkie decyzje będą podjęte za mnie, jedzenie na stole i ciepła woda w basenie. Powrót do łona matki, tak.

Ale na trochę! Nie na dwa tygodnie! Chryste… trzy dni to absolutna górka.

Sharm-el-Sheikh i Hurghada

Miałem coś pisać konkretnego o tych miejscowościach, ale zupełnie się to niczym od reszty świata nie różni. Tj. Od tego typu kurortów. W Sharm-el-Sheikh prawie utonąłem, po tym gdy skurcze złapały mnie w obu nogach, ale to zupełnie inna historia. Generalnie nic specjalnego.

Chyba! Chyba, że jesteśmy fanami wind-surfingu. No! Wtedy to co innego. Ciepło i wieje, aż miło. Ludzi przyjeżdżających tam na deskę rozumiem.

Co zapamiętałem po ośmiu już latach z tych dwóch miejsc? Jedzenie. Arbuzy. Wszechobecne portrety Mubaraka. Polskich turystów, którzy na wszystko narzekają. Niemieckich turystów, którzy też narzekają, ale na inne rzeczy (brak punktualności, brak organizacji). Jeszcze fakt, że prawie tam utonąłem. I… może jeszcze to, że przeżyłem tam dość wspaniałe chwile na dachu hotelu, i w basenie po zmroku… Młody i zakochany byłem. A wszystko to pod okiem przeopiekuńczego ojca, mojej pierwszej miłości. No dobrze… Niech będzie. Będę zawsze te miejsca dobrze wspominał.

A jeżeli ktoś chce zobaczyć prawdziwy Egipt, zachęcam do wyprawy do Kairu albo chociaż wspięcia się na górę Synaj.