Kair

Kair

Kair to absolutnie magiczne miasto. Zatłoczone, zanieczyszczone, przerażająco głośne i gorące… Jednocześnie posiadające cudowną dzielnicę koptyjską, ciekawe dwa bazary i wyspę Al-Zamalik. Mamy tam olbrzymi cmentarz, zamieszkany (sic!) przez półtora miliona mieszkańców, doprowadzających chybcikiem prąd z pobliskich słupów wysokiego napięcia, słowem koszmarne slumsy, a zaraz obok urocze kafejki, gdzie uraczą nas herbatą z hibiskusa. Jest to też jedno z nielicznych miejsc w Egipcie, gdzie arabska kultura pokonała starożytny Egipt faraonów i gdzie czujemy się naprawdę jak w muzułmańskim państwie (w tym pozytywnym znaczeniu). To już nie turystyczna Hurghada czy Sharm-el-Sheikh czy góra Synaj.

Niesamowita historia

Oficjalnie przyjmuje się za datę założenia miasta rok 642, kiedy założono w tym miejscu Al-Fusat. Miało to miejsce w dwa lata po podbiciu tych terenów przez Arabów. Miasto pod obecną nazwą, tj. Al-Kahira funkcjonuje od 969 roku, za sprawą dynastii Fatymidów z Magrebu. Ostateczne znaczenie nadał temu miastu Saladyn w 1176 roku, budując tu słynną cytadelę. Dziś to największe w Afryce i na Bliskim Wschodzie miasto, liczące szesnaście milionów mieszkańców, nadal pełni ważną kulturową rolę i oczy wielu muzułmanów zwrócone są właśnie w tą stronę. Nie przypadkiem, to dopiero rewolucja w Egipcie, mimo iż nastąpiła po tunezyjskiej, nadała właściwy pęd „arabskiej wiośnie”.

Co się zwiedza w Kairze?

Wszyscy oczywiście wybierają się do pobliskiej Gizy, obejrzeć piramidy. Potem idą do muzeum kairskiego i na bazar. Jeżeli mają jeszcze trochę czasu, trafiają do dzielnicy koptyjskiej i do cytadeli oraz meczetu Ali Paszy, kairską wieżę czy meczet Al-Ahzara. Nic tu mądrzejszego nie poradzę, internet pełen jest przewodników. Wolę podzielić się z Wami

…moim własnym Kairem

Trafiłem do tego miasta dawno temu, jeszcze w 2004 roku, świeżo po pierwszym roku studiów. Była to moja pierwsza wyprawa poza kontynent europejski. Cały Egipt zrobił na mnie duże wrażenie, ale chyba dopiero Kair pokochałem. To właśnie tu poczułem po raz pierwszy, że obcuję z kulturą zupełnie inną od mojej własnej. Wcześniejsze tygodnie spędzone w Egipcie… przypominały wycieczkę do muzeum. Oglądanie pozostałości kultury starożytnej, piramid, sarkofagów, świątyń zostawiło mnie w poczuciu spoglądania z zewnątrz na coś, co już nie istnieje, coś sztucznego –  podobne uczucia wywołuje u mnie wizyta w Luwrze. Tymczasem w Kairze zderzyłem się z dzikim, nieuporządkowanym życiem. Czymś realnym. Podobne wrażenia miałem jeszcze później w Brazylii i na Dominikanie.

Oczywiście nadal wybrałem się do lokalnego muzeum. Najwięcej wspomnień zostało mi jednak po ślicznej dzielnicy koptyjskiej, po przechadzaniu się po jej zacienionych ulicach, siedzeniu w kafejce i oglądaniu niezwykłych kościołów niemal z początków chrześcijaństwa. A także po wizycie na dzikim kairskim bazarze, gdzie dziko przepłaciłem za zegarek na łańcuszku, który najpierw się późnił a po tygodniu przestał chodzić. Tak czy siak, był to najlepszy czas mojej wizyty w Egipcie.