Londyn i Kotka na gorącym, blaszanym dachu

Londyn i Kotka na gorącym, blaszanym dachu

Co można zrobić w jednym z bardziej niezwykłych miast naszego kontynentu (Londyn), mając jedno wolne popołudnie? Pewnie wiele rzeczy. Ja złaziłem całe centrum, Soho, pogadałem ze studentami London School of Economics, odwiedziłem księgarnię i poszedłem do teatru.

Nie będę się rozpisywał o architekturze. Pominę też pean na temat LSE. Podzielę się radością ze swoich zdobyczy książkowych (cztery powieści, które OD LAT chciałem przeczytać) i napiszę o jednej ze swoich ulubionych sztuk (w genialnej obsadzie).

Książki:

1. Richard Farina „Been Don So Long, It Looks Like Up to Me”

2. Jim Carroll “Basketball Diaries”

3. James G. Ballard “Crash”

4. Jean-Paul Sartre “Nausea”

Pierwsze dwie nigdy nie przetłumaczone na język polski. Dwie następne nie do zdobycia. Kiedy zobaczyłem je wszystkie w jednej księgarni… Poczułem się jak jakiś maniak filatelista, który skompletował zbiór znaczków (wszystkie serie z Malty z lat dwudziestych!). Osobno napiszę o autorach i tych książkach – nie chcę tego skracać.

Co do sztuki – a była to sztuka Tennessee Williamsa „Cat on a Hot Tin Roof”, “Kotka na gorącym, blaszanym dachu” – jaką widziałem w Novello Theatre, to była naprawdę niezła. Reżyserka Debbie Allen przeniosła czas akcji w lata 80-te, żeby (uwaga!) uwiarygodnić obsadzenie we wszystkich rolach czarnoskórych aktorów.

Efekt ciekawy. Odświeżyło to całą historię. Z przyjemnością obejrzałem jedną ze swoich ulubionych sztuk pokazaną w taki nowy sposób. Wiele osób pewnie kojarzy tą sztukę głównie z świetnym filmem z Paulem Newmanem i Elizabeth Taylor. Cóż sztuka jest dużo mniej grzeczna – główny bohater jest dość jasno pokazany jako homoseksualista, który nie akceptuje swojej seksualności (a nie jak w filmie jako prawdopodobny impotent), a całość nie kończy się wzruszającym pojednaniem małżonków, a raczej dość zrezygnowaną kapitulacją męża.

Nie będę się tu bawił w krytyka teatralnego. Powiem tylko, że uwielbiam tą historię o szczerości, rodzinnej hipokryzji i obłudzie, a przede wszystkim o poszukiwaniu prawdziwych więzów międzyludzkich. Jak napisał jeden z krytyków Guardiana: dzieci jeszcze nigdy nie były tak obrzydliwe, kobiety tak ogarnięte manią płodzenia dzieci, a wszyscy pragnieniem odziedziczenia fortuny.” Scena między ojcem i synem, którzy pierwszy raz próbują szczerze porozmawiać – niezapomniana.

 

Słowem miałem kupę radości z tej wyprawy do teatru, a ja z reguły teatru nie lubię. Wszystko wydaje mi się tam puste i sztuczne. Jednak jakoś nie tym razem.